wtorek, 1 listopada 2016

czwartek, 28 lipca 2016

Martwe ciała będące zapisami ludzkich żyć? Czyli "The Archived" Victorii Schwab

Wyobraź sobie miejsce, w którym martwi leżą na półkach jak książki. Każde ciało ma swoją historię do opowiedzenia, nagranie z życia osoby do której należało. Historie leżą w Archiwum, a zajmują się nimi Bibliotekarze. Jednak gdy jakaś Historia przebudzi się i spróbuje uciec do świata zewnętrznego, musi powstrzymać ją Keeper (dosłownie Powstrzymujący?). MacKenzie pierwszy raz została przyprowadzona do Archiwum przez Da, swojego dziadka. Jednak teraz on nie żyje, a Mac jest Powstrzymującym (taaa, to tłumaczenie jest złe, ale jam amator).
Jej praca i śmierć młodszego brata przypominają jej również o związkach między śmiercią, a życiem, spaniem, a przebudzeniem.
Choć Historiom nie wolno przeszkadzać, wygląda na to, że ostatnio ktoś miesza we wspomnieniach, a obudzonych Historii przybywa...Zanim Mac dowie się o co chodzi, Archiwum może zostać zniszczone...


Tytuł: The Archived
Autor: Victoria Schwab
Wydawnictwo: Hyperion
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 321

Seria: The Archived
           

sobota, 25 czerwca 2016

"Saga przyszlości ma swój początek dawno, dawno temu..." - "Cinder" Marissy Meyer

             Pamiętacie bajkę o Kopciuszku? O biednej sierotce, której przyjaciółmi były ptaki i która zgubiła pantofelek uciekając o północy z balu? Taaak, to było kiedyś, a dzisiaj zapraszam na recenzję książki inspirowanej tą znaną baśnią, w której jednak Kopciuszek zamienia pantofelek na mechaniczną stopę, a przyjaźni się z uroczym androidem...

            


Tytuł: Cinder
Autor: Marissa Meyer
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 437

Seria: Saga księżycowa
           

środa, 25 maja 2016

Oszustwa, władza i dwulicowość w Republice, czyli...

            recenzja drugiej części Legendy Marie Lu. Choć pierwsza mi się podobała, to nie zrobiła ogromnego wrażenia, ale jednak sięgnęłam po kontynuację - jaka opinia tym razem?

            Day i June uciekają przed Republiką i są zmuszeni dołączyć do Patriotów. Tymczasem umiera Elektor, a rządy zaczyna sprawować jego syn, Anden, młody chłopak, który nie ma jeszcze silnej władzy i poparcia, zaś w kraju trwają zamieszki. Wydaje się, że nadszedł najlepszy moment na wywołanie Rewolucji.Pierwszą misją naszych bohaterów staje się więc zamordowanie nowego Elektora. Ale czy to właściwy wybór? Czy Anden jest taki jak jego ojciec? Czy przywódca Patriotów ma rację? A może jest coś, czego Day i June nie dostrzegają?






Tytuł: Wybraniec
Autor: Marie Lu
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 368
Seria: Legenda
     
            W swojej dystopijnej trylogii Marie Lu stosuje wiele typowych dla gatunku schematów, a jednocześnie zawiera delikatny powiew świeżości i oryginalności. W Wybrańcu dostajemy dużo szerszy obraz realiów panujących w Ameryce Północnej i na całym globie, bo i nasi bohaterowie dowiadują się coraz więcej. Wykreowana wizja świata jest intrygująca i oryginalna, pokazuje scenariusz dalszych losów naszej Ziemi. Choć będący raczej czystą fantazją, opiera się on na rzeczywistych i bardzo aktualnych zagrożeniach. Pomiędzy kartami powieści kryją się subtelne ostrzeżenia, obrazy które nas przerażają, choć nie są wprost komentowane. Autorka daje czytelnikom możliwość samodzielnego ich przemyślenia i choć się nich nie skupia, stanowią głębokie i ciekawe tło dla niesamowicie wciągającej akcji. Choć trzeba przyznać - pierwsze strony są odrobinę nudne i skupiają się bardziej na wprowadzeniu tak bohaterów, jak i czytelnika do nowego otoczenia. Narracja podzielona między Day'a i June bardzo mi się podoba, pokazuje jak dobrze wykreowanymi postaciami są oboje i zaznacza dobrze ich osobowości. Na podstawie fragmentu powieści byłabym w stanie zgadnąć czy to narracja June czy Day'a, obie są dość charakterystyczne. Dwa różne punkty widzenia sprawiają, że obraz jest pełniejszy i można powiedzieć, bardziej obiektywny. W pierwszej części jakoś specjalnie nie przywiązałam się do bohaterów, ale tutaj nawet ich polubiłam - roztropną, czasem aż nazbyt praktyczną June i uczuciowego, nieraz bezmyślnego Day'a, a także postaci drugoplanowe - Tess czy Andena, również świetnie przedstawionych. Co prawda do June mam parę zastrzeżeń, głównie dlatego, że choć inteligentna, potrafi być kompletnie ślepa na uczucia innych i niekonsekwentna w swoich decyzjach. Mimo iż głowni bohaterowie są całkiem fajną parą, osobiście widziałabym ich w innych relacjach, jednak wiem, że raczej nie ma na to szans. Niestety miałam trochę wrażenie, że autorka na siłę pokierowała wątkiem miłosnym akurat w ten sposób, co zupełnie mi się nie podobało - i mówię to o nienaturalnych, znajdowanych na siłę problemach oraz trójkątach miłosnych, które w tym przypadku wywoływały jedynie czystą irytację. Naprawdę, kiedy chodziło tylko o tą dwójkę, podobało mi się bardzo - autorka trafnie i przekonywująco opisywała ich uczucia, budowała relację i napięcie między nimi - ale już przy każdej wzmiance o "tych trzecich" przewracałam oczami z frustracji. Głównie z powodu sztuczności tego wątku, jakby Marie Lu bała się z niego zrezygnować, więc go w serii umieściła, a wcale nie był konieczny. Denerwowało mnie też, że bohaterowie nie są w stanie się dogadać, i choć wiem, że część niedomówień budowała fabułę, tak nadal uważam je za zbędne. Jednak chwilowe niezadowolenie z bohaterów było ledwo zauważalne przez emocjonującą fabułę i plot twisty. Co prawda kilka z nich było mocno przewidywalnych, ale zdarzyło się też, że autorka dosłownie wywaliła mnie z butów. A niepewność i napięcie towarzyszące lekturze gdzieś od połowy sprawiały, że prawie rwałam kartki byle tylko szybciej dowiedzieć się, jak to się zakończy. I zakończyło się *konkretnie kilka ostatnich stron* najpierw zbieraniem szczęki z podłogi, a potem reakcją "Serio? Znowu?!?". 

     Jestem stosunkowo zadowolona z lektury i bardzo zaciekawiona trzecią częścią, bo wiem jak wiele możliwości miała pisząc ją autorka. Jak bardzo postanowiła rozwinąć będący tutaj tylko tłem wątek dziejów Ziemi, co się dalej stanie z Republiką i jak potoczy się wątek miłosny - czekam by dostać odpowiedzi na te pytania. Książkę polecam, ale nie jako wybitną  lekturę, jednak przyjemną hostorię, pełną gnającej na złamanie karku akcji, poza tym bardzo wciągającą.
Moja ocena: 7/10
Czytaliście? Jak Wam się podobało? Dajcie znać wkomentarzach ;)
Agsani

wtorek, 17 maja 2016

O idealnej Violet Lasting i całej reszcie...

            czyli recenzja "Białej róży" Amy Ewing. Jak podczas czytania słowa same układały mi się w głowie, tak potem jakoś nie mogłam się zebrać do napisania jej, ale w końcu jest. Jest to recenzja teoretycznie bezspoilerowa, bo stwierdziłam, że w takiej wersji przyda się większej ilości osób. Jakieś drobne informacje może jednak zawierać, ale najchętniej zamiast recenzji zrobiłabym Wam analizę tego "dzieła". Trzeba to podesłać na YT...


Zdjęcie z mojego ig, link po prawej stronie bloga

Tytuł: Biała róża
Autor:Amy Ewing
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 315
Seria: The Lone City/ Samotne Miasto

            W związku z tym, że obiecałam brak spoilerów obejdziemy się bez zarysu fabuły, teoretycznie przedstawiłam opis pierwszej części tutaj, ale tamtą recenzję pisałam z jakimś bielmem na oczach, do tego jednak przejdziemy później. W gruncie rzeczy wszystko opiera się na naszej cudownej Violet *ach, to imię*, podziale społeczeństwa na okręgi, walki z "tymi złymi" - najbogatszą warstwą, czyli arystokracją, surogatkach, które mają MOC, i są kluczem do zwycięstwa oraz miłości. Dużej ilości wątku romantycznego. Stanowczo zbyt dużej. Ale przejdźmy do konkretów.
            Violet Lasting, narratorka, nazwijmy ją, na potrzeby tego tekstu G.I. ( głupie imię ) jest jedną z surogatek, co za tym idzie, umie posługiwać się Auguriami, super tajemniczą mocą, która sprawia, że surogatki są potężne. Pewnie właśnie dlatego arystokracja nimi pomiata i je wykorzystuje. Brzmi logicznie. Ten wątek zaczął mi przypominać jakąś słabą kreskówkę dla dzieci o super-odjazdowych czarodziejkach - i nie, nie mam na myśli niczego konkretnego, chodzi raczej o ogólny poziom naiwności i bycie super magicznie utalentowaną ślicznotką. Z czasem okazuje się, że dziewczyny tak naprawdę nie wiedzą, do czego są zdolne i jak naprawdę działa ich moc, a muszą się tego nauczyć. Nie, G.I nie ma z tym większych problemów, mimo, że autorka usilnie starała się pokazać, jakie to wszystko dla niej trudne. A jak już przy G.I. jesteśmy, to powiedzmy sobie coś o bohaterce. 
Wersja oficjalna, czyli jak chciała ją wykreować Amy Ewing: inteligentna, wyjątkowa, utalentowana, wrażliwa, bezinteresowna, troskliwa, piękna. Och, czy wspominałam, że skromna? Nie? Niedopatrzenie. 
Wersja mniej oficjalna, czyli jak to wyszło: irytująco głupia, a zarazem przemądrzała panienka, egoistyczna i mająca zbyt wysokie mniemanie o sobie. 
            A teraz przejdźmy do tego, jak widzi G.I środowisko. Nie jest ono dość liczne, ale sprawa przedstawia się tak, że oprócz wrogów, którzy, naturalnie, jej nienawidzą, reszta jest nią zachwycona/bardzo ją szanuje i docenia. Z jednym małym Wyjątkiem, przez co Wyjątek jest obrzucany jadem i złowrogimi spojrzeniami narratorki.  A jak G.I widzi samą siebie? Trzeba przyznać, wahania nastrojów ma godne nastolatki, choć to może podchodzi już nawet pod rozdwojenie jaźni. Mały przykład *nie cytuję, raczej krótko przedstawiam jak to wygląda*:
Była jakaś akcja, G.I teoretycznie się przydała. Teoretycznie.
G.I: O matko, jestem do niczego, mogłam zrobić więcej, mogłam się przydać, zupełnie nie pomogłam.

Jej ukochany: Ależ nie, G.I, zrobiłaś tak dużo jak się dało, jesteś fantastyczna i poświęcasz się, ratując ludzi, moja ty bohaterko!
Kawałek dalej:
Wyjątek: Ech, co tak narzekasz, jesteś do niczego.
G.I: Jak śmiesz?!? Czy ty nie wiesz, przez co ja własnie przeszłam, czego dokonałam? Potrzebuję odpocząć po tym, jak odwaliłąm kawał dobrej roboty.
           



            Myślę, że powyższe nie wymaga komentarza.
       A jaka to była akcja? W drugim tomie *bo nadal chodzi głównie o drugi tom* jest ona przewidywalna do kwadratu, i nudna jak flaki z olejem. Bohaterowie muszą się gdzieś dostać, więc próbują to zrobić, podczas gdy teoretycznie staje im na drodze wiele przeszkód. Wywołują one jednak głównie ziewnięcia, zero dreszczyku emocji, zero podekscytowania, a trudności wcale takie trudne się nie wydają. Albo to kwestia G.I, dla niej w życiu zupełnie ich nie ma. Pewnie dlatego wymyśla jakieś na siłę, bo na co miałaby w innym wypadku narzekać? Na swojego głupiego chłopaka, którego kocha z całego serca, tak naprawdę go nie znając? Nie wróżę im długiego stażu, jeśli będą kłócić się o takie rzeczy. Niestety, ale nie dość, że wątek romantyczny opiera się na tzw. insta-love, jest niesamowicie płytki i naiwny. Choć bohaterowie w kwiecisty sposób wyznają sobie moc swych uczuć, przy pierwszej lepszej okazji, gdy się nie rozumieją, atmosfera mocno się zagęszcza. I, nie, nie jestem jakimś ekspertem od związków, czy ogółem relacji międzyludzkich, ale tutaj ewidentnie coś jest nie tak. Głównie ze strony G.I zabrakło jakichkolwiek prób zrozumienia, empatii, a były tylko pretensje. Postaci zarazem są i nie są największą wadą tej pozycji, G.I jest okropna, ukochany nie robił nic prócz strzelania fochów i wyznawania G.I miłości, reszcie głównie czegoś zabrakło. Nie nazwę tych bohaterów kompletnie papierowymi, ale ich kreacja nie zachwyca, są ubogo przedstawieni, niektórzy mocno schematyczni. Tutaj widać też sporą inspirację IŚ, choć w innych aspektach książki również da się ją zauważyć.
            Bohaterowie są wrzuceni do swiata, który z każdą kolejną stroną jest niszczony, a z początku pewne pomysły wydawały mi się naprawdę oryginalne i ciekawe. Jednak  wykonanie zawiodło, a brak logiki w wydarzeniach i zachowaniu bohaterów do końca zabił tlące się we mnie pozytywne nastawienie i nadzieję. Szkoda, bo w historii tkwił spory potencjał. Jednak błędów było dużo, poprzez bohaterów, do nudnej i bezsensownej akcji, niezbyt przekonywująco oddanych realiów, a ponadto wszechogarniającej naiwności, połączonej z ostrymi wstawkami. Epizodycznymi, ale wciąż zupełnie odstającymi od reszty. Jak cała magiczna otoczka mogłaby robić z tego tandetną bajeczkę dla małych dziewczynek, tak nieudolne próby wprowadzenia brutalności przekreślają te szanse, a zarazem denerwują starszego czytelnika. Nie mogę polecić żadnej grupie wiekowej, bo to po prostu źle napisana i beznadziejna książka. A teraz przejdźmy do najciekawszej części: skąd taka rozbieżność między ocenami tomów? Z pewnością częściowo wynika z tego, że bardzo chciałam polubić tą serię, i mogłam nie zauważać pewnych minusów, a uwierzcie, część była tam od początku. Mam wrażenie, jakby wszystkie te błędy czaiły się pomiędzy kartami tych książek, a w Białej Róży wreszcie stamtąd wyskoczyły i zdzieliły mnie w twarz. Au. Bolało. I tu pojawia się drugie zasadnicze pytanie: Jak przetrwałam tą książkę? Jak doczytałam ją do końca w trzy dni? Przede wszystkim styl autorki nie jest do końca zły, zależy jaki aspekt rozpatrujemy - czyta się w każdym razie szybko, choć "przyjemnie" byłoby przesadą. Jednak jakkolwiek akcja była raczej nudna, to nie tak, bym musiała zmuszać się do czytania kolejnej strony. Ponadto przestawiłam się na czytanie tryb "głupota" i większość wyjątkowo nielogicznych lub irytujących fragmentów zwyczajnie zaczęła mnie bawić. Nie zawsze było łatwo, momentami miałam ochotę książce oddać poprzedni cios, ciskając nią o ścianę, ale akurat przed tym uratowała ją okładka. Bo, taka prawda, największym (i zarazem jedynym) plusem Białej Róży jest własnie oprawa graficzna, co myślę widać po ilości zdjęć tej książki na moim Ig :P 
            Nie polecam ani tej, ani pierwszej, której błędy z perspektywy czasu robią się widoczne. Aż szkoda takich okładek. A jak już o tym - zauważyłam sporą ilość literówek, i trochę mnie to zaczęło irytować. Rozumiem jakiś jeden drobny błąd, ale tu występują one nagminnie. To tyle na dziś :)
Moja ocena: 2/10
Buziaki!
Agsani

sobota, 7 maja 2016

Demony i miłość w wiktoriańskiej Anglii!

            ...czyli zbiorowa recenzja Diabelskich Maszyn.
   
            A pod postem kilka informacji ;)


 

sobota, 16 kwietnia 2016

Mirror, mirror, on the wall, who is the fairest of them all? - nowa odsłona Królowej Śniegu

            ...czyli co nieco o "Łowcy i Królowej Lodu". Jeśli jeszcze nie słyszeliście o tym filmie, to serwuję Wam zwiastun:


            Co do samej fabuły, napiszę tylko trochę, ponieważ chciałabym uniknąć spoilerów. W "Królewnie Śnieżce i Łowcy" poznaliśmy historię Śnieżki i Złej Królowej, co jednak działo się przedtem? Freya, jej siostra, przeżyła dramat, po którym założyła własne królestwo i rozpoczęła szkolenie swej armii Łowców. Tyle że dwójce z nich nie pasują zasady wprowadzone przez Królową. Ona zaś nie toleruje nieposłuszeństwa...

sobota, 2 kwietnia 2016

(Nie tylko) czytelnicze podsumowanie marca!


            Pora na podsumowanie minionego miesiąca, również czytelnicze. Ogólnie marzec był całkiem fajnym miesiącem, zaczął się od wielkiej radości z powodu tytułu laureatki z konkursu wojewódzkiego(szok!), co napawało dużo ilością pozytywnego nastawienia. Potem bywało różnie, ale co ważne - założyłam bloga! Nareszcie, przymierzałam się do tego chyba od stycznia ( na dobrą sprawę to od roku, ale wcześniej z przerwami, i nie tak na serio). Zaczęłam też prowadzić książkowego Instagrama (zapraszam, kliknijcie w instagramową ikonkę z prawej strony), i bardzo mnie to wciągnęło, mam nadzieję, że tak zostanie. Entuzjazm oczywiście, bo liczba obserwujących mogłaby wzrosnąć. Ale spokojnie, cierpliwości, pożyjemy, zobaczymy. W takim razie przejdźmy do tej bardziej interesującej, dla Was, części, czyli podsumowanie książkowe. Na dobry początek mój imponujący marcowy stosik!

piątek, 1 kwietnia 2016

„Na wojnie najlepsze jest kłamstwo, które nie jest kłamstwem”

            „Zdrada” Marie Rutkoski, była definitywnie jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier marca. Poprzednia część przypadła mi do gustu i z radością sięgnęłam po kontynuację. Spodziewałam się tak samo dobrej lektury, ale nigdy nie podejrzewałam, że dzięki tej książce całkowicie i bez pamięci zakocham się całej „Niezwyciężonej”, jej bohaterach i świecie. A jednak stało się? Dlaczego?

         
         

wtorek, 29 marca 2016

Zbrodniarze ubrani w jedwabie, czyli…


                

Tytuł: Klejnot
Autor:Amy Ewing
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 383
Seria: The Lone City/ Samotne Miasto

Czytałam tą książkę z bielmem na oczach, poniższą recenzję należy więc czytać z nałożonym odpowiednim filtrem 

Violet Lasting jest surogatką.

piątek, 25 marca 2016

Co zrobisz, by uleczyć osobę, którą kochasz? Czyli...




Ogień i woda to pierwsza część duologii Victorii Scott. Tella Holloway jest zwyczajną dziewczyną. Naprawdę zwyczajną. Lubi fioletowy lakier do paznokci, mani-pedi, nie cierpi swoich włosów, kiedy nie są odpowiednio wystylizowane i... ma brata, który jest śmiertelnie chory. Aby mógł swobodnie oddychać, rodzina Telli przeprowadza się do Montany, czego dziewczyna nie może znieść. Tajemnicza choroba i przeprowadzka okazują się jednak nie jedynymi jej problemami, gdy zostaje wezwana do Piekielnego Wyścigu. To niebezpieczna wędrówka przez cztery ekosystemy, ale nagrodą dla zwycięzcy jest lek dla bliskiej osoby, będący dla niej jedynym ratunkiem. Tella nie waha się ani chwili, gdyż wie, że to jedyny sposób by pomóc bratu. O ile lek w ogóle istnieje... Jedyną jej pomocą podczas wyścigu powinna być jej pandora, magiczne stworzenie ze specjalnymi umiejętnościami, bo wszyscy wiedzą, że nawiązywanie znajomości tylko utrudni sprawę. Czy Tella zastosuje się do tej zasady? Czy może pozwoli sobie na uczucia względem innych uczestników? Czy komukolwiek można zaufać? Po co tak naprawdę powstał Piekielny Wyścig i kto za nim stoi? I dlaczego, mając lek na wszystkie choroby świata, jego twórcy  go nie rozpowszechniają?

Witajcie ludzikowie!


            To mój pierwszy post, więc wypadałoby się przywitać :) Jestem piętnastoletnią książkoholiczką, która nie lubi swojego imienia, w związku z czym będę się posługiwała pseudonimem - Agsani. Ten blog będzie w większości dotyczył właśnie książek. Recenzje, wrażenia, posty okołoksiążkowe. Poza tym pewnie będzie coś o filmach, poezji czy muzyce. Czasami pojawią się inne tematy, ale głównie w sferze kultury będzie się wszystko obracać. Chcę się dzielić wrażeniami i opiniami, ale też poznać Wasze, dlatego śmiało komentujcie, wyrażając swoje zdanie. 
Jako że książki zapoczątkowały też moje zainteresowanie fotografią, serdecznie zapraszam Was na mojego instagrama, ( ikonka poniżej ). Zaraz wstawiam pierwszą recenzję, mam nadzieję, że chętnie będziecie wpadać na mojego bloga!
Miłego dnia!
Agsani