piątek, 1 kwietnia 2016

„Na wojnie najlepsze jest kłamstwo, które nie jest kłamstwem”

            „Zdrada” Marie Rutkoski, była definitywnie jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier marca. Poprzednia część przypadła mi do gustu i z radością sięgnęłam po kontynuację. Spodziewałam się tak samo dobrej lektury, ale nigdy nie podejrzewałam, że dzięki tej książce całkowicie i bez pamięci zakocham się całej „Niezwyciężonej”, jej bohaterach i świecie. A jednak stało się? Dlaczego?

         
         
Tytuł: Zdrada
Autor: Marie Rutkoski
Wydawnictwo: Feeria Young
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 406
Seria: Niezwyciężona
         
            Akcja od początku pędzi, a Kestrel, jak i czytelnik, próbują odnaleźć się w świecie intryg na dworze imperatora. Tu wszyscy mają kilka oblicz, i nikomu nie można w pełni ufać... Z wyjątkiem jednej osoby, którą jednak dziewczyna chce chronić za wszelką cenę... Rozpoczyna się gra, najtrudniejsza i najważniejsza w jej życiu. Tylko że w kłach i żądłach zawsze miała taktykę, teraz nawet nie wie, o co gra.
            Arin próbuje zrozumieć, a jednocześnie zmusić się do zapomnienia o Valoriance, co okazuje się nie lada wyzwaniem. Jakby tego było mało, Herran, mimo że uzyskał autonomię, stoi na skraju głodu i bankructwa. Arin ma pomysł, który jednak jest równy szaleństwu...
         

            Niesamowicie wciągająca akcja, subtelnie i inteligentnie spleciona intryga, złożona z drobnych, na pierwszy rzut oka nic nieznaczących cząsteczek, które dla bohaterów są niczym rozsypane puzzle. Próbują złożyć układankę w całość, zanim będzie za późno, jednocześnie nie dając się przyłapać. Salonowe gry i niespodziewane testy, przez które zawsze trzeba mieć się na baczności, sprawiają, że lekturze towarzyszą non stop silne emocje. Do obrazu tak świetnie wykreowanego w poprzedniej części świata dochodzą kolejne elementy, a jego polityka ma dużo większe znaczenie, od kiedy obok Herranu i Valorii pojawił się kolejny gracz.

            Bohaterowie pozostają rozdarci między tym, co właściwe, a pragnieniami swoich serc. Gubią się w kłamstwach i błędach, jednocześnie rozpaczliwie usiłując chronić siebie, i tych, na których im zależy. Wczułam się w wydarzenia niesamowicie, i śledziłam wszystko z zapartym tchem, a uwierzcie mi, emocji nie brakowało. Niektóre fragmenty wywoływały we mnie chęć zamknięcia kochanych postaci w jakimś miejscu i otoczenia ich kokonem bezpieczeństwa. Ale nie mogłam liczyć na banalne rozwiązanie problemów w ostatniej chwili, czy "magiczne" sposoby, aby wszystko było nagle okej. I choć wywoływało to dużo bólu, cenię w tej trylogii ten bolesny realizm, brak "sielankowatości ", tak popularnej w seriach młodzieżowych.
            Wszystkie postaci z tej powieści, albo przynajmniej sposób ich stworzenia, niesamowicie przypadł mi do gustu. Są ludzcy i bardzo różnorodni, co jeszcze bardziej ich urealnia.  Kestrel i Arin dołączają do moich ulubieńców. I jako para, i jako osobne postaci. Kestrel - inteligentna, odważna i zdeterminowana, ale też bardzo ludzka, pragnąca zrozumienia i bezpieczeństwa. Dziewczyna, która zaczyna mieć dość, która czasami chciałaby się ukryć w ramionach swojego taty, ale zamiast tego toczy podwójną grę, której wynik zaważy na losie wielu ludzkich istnień, a przede wszystkim jej ukochanego. Arin, choć to odważny i cudowny mężczyzna, jest momentami bardzo, a to bardzo lekkomyślny, ma też talent do mówienia rzeczy, których potem żałuje. Tak ciężko mu trzymać emocje na wodzy, tak ciężko ukrywać prawdziwego siebie, szczególnie, gdy jego miłość do Kestrel nie pozwala mu na obojętność. Jest dojrzały, a zarazem ma w sobie dużo z chłopca, co jest niezwykle urocze i... ech, daruje wam zachwyty na jego temat, może kiedyś będzie post o moich ukochanych postaciach, to się wtedy rozpisze. Z postaci drugoplanowych polubiłam Ronana, poznanego już w poprzedniej części przyjaciela głównej bohaterki. 
            Wątek miłosny nadal pozostaje bazą dla całej historii, ale jest w nią wpleciony umiejętnie i zgrabnie, tak że porywa czytelnika. Więź między postaciami jest wprost namacalna, drobne gesty i słowa mają potężną moc, która przyciąga ich do siebie. Na ich drodze staje wiele przeszkód, ale, mimo złudzeń, oboje wiedzą, że ich uczucie nie potrafi wygasnąć. Tyle że ta druga osoba o tym nie wie... Ten wątek wywoływał chyba najwięcej wzruszeń i bólu, to jak bohaterowie ranili się nawzajem, wiedząc, że tak będzie bezpieczniej, jak poświęcali swoją miłość dla ważniejszych spraw. Bardzo mocno kibicuję tej dwójce, bo są dla siebie stworzeni. *w sumie całkiem dosłownie, buhaha*.
            I na dodatek cudownie pokazany wątek podbitych krain, który naprawdę bardzo przypadł mi do gustu. Trochę jakby Valorianie byli odpowiednikiem białych ludzi w czasach wielkich odkryć geograficznych. Choć Herran czy Dacra odkryciem nie są, Valorianie uważają się za lepszych i bez litości kontynuują swój podbój. A do tego sytuacja Herranu, który teraz został zniewolony, będąc oficjalnie wolnym, wspomnienia Arina, to jakie pięto odcisnęło na nim niewolnictwo, i to jak ważna jest sama silna wola, chęć i motywacja, by coś zrobić. Te delikatnie wplecione motywy, głębsze i niejako refleksyjne dodają książce smaczku i wyjątkowości. To z pewnością idealnie przemyślana i zaplanowana powieść.
Czasem myślisz, że bardzo czegoś potrzebujesz, a tak naprawdę powinieneś pozwolić temu odejść.
            Kontynuacja Pojedynku wbiła mnie w fotel, sprawiła, że wylałam wiele łez, ale też zakochałam się bez pamięci w serii Marie Rutkoski. Szpiedzy, polityka, tajemne sojusze, a w tym pogmatwanym, bezdusznymi momentami świecie, wielka miłość, wielkie poświęcenia, bitwy o wolność. Osadzona w fantastycznie wykreowanym świecie, pięknie napisana, pełna dynamicznej akcji - polecam, bardzo gorąco! 


Moja ocena:
9/10

Wierzyła, że liczy się możliwość wyboru, i że oddanie czegoś dobrowolnie i patrzenie, jak to coś zostaje człowiekowi odebrane, to dwie różne rzeczy. W duchu powtarzała sobie, że cokolwiek jest lepsze niż nic, nie potrafiła jednak dłużej sama siebie oszukiwać. Wiedziała już, że strata boli, bez względu na to, jak do niej doszło.
Czasami podarunek jest sposobem na pokazanie innym, że ktoś należy do niego. 
           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz