sobota, 25 czerwca 2016

"Saga przyszlości ma swój początek dawno, dawno temu..." - "Cinder" Marissy Meyer

             Pamiętacie bajkę o Kopciuszku? O biednej sierotce, której przyjaciółmi były ptaki i która zgubiła pantofelek uciekając o północy z balu? Taaak, to było kiedyś, a dzisiaj zapraszam na recenzję książki inspirowanej tą znaną baśnią, w której jednak Kopciuszek zamienia pantofelek na mechaniczną stopę, a przyjaźni się z uroczym androidem...

            


Tytuł: Cinder
Autor: Marissa Meyer
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 437

Seria: Saga księżycowa
           
            Nowy Pekin łączy w sobie elementy tradycji i nowoczesności. Nawiązania do tradycyjnej architektury współgrają z ukrytymi czytnikami, kamerami i awiarami służącymi do komunikacji. Obok ludzi zamieszkują Ziemię androidy i cyborgi. I choć te pierwsze z definicji są tylko pracującymi robotami, to cyborgi są ludźmi z mechanicznymi wstawkami w swoim organizmie, zwykle otrzymanymi w celu uratowania ich życia. Niestety są też obywatelami "niższej kategorii", pogardzanymi, stanowiącymi cudzą własność. Należy do nich Cinder, biedna dziewczyna zarabiająca na utrzymanie siebie i swej opiekunki jako mechanik. Kiedy kilka wydarzeń przewraca jej życie do góry nogami, Cinder odkrywa przerażające fakty o sobie i zostaje wplątana w środek konfliktu Ziemian z bezlitosną królową Levaną...
            Już po kilku stronach wiedziałam, że autorka całkowicie mnie kupiła. Pomysł jest fantastyczny, diabelnie oryginalny i stanowi świetny powiew świeżości w młodzieżowym fantasy. Sami powiedzcie, jak genialnie brzmi połączenie klasycznej baśni z science fiction?!? Podoba mi się to, że mimo wielu istotnych zmian i dodatkowych wątków, autorka naprawdę trzymała się oryginalnej historii, jednocześnie czyniąc z niej nietuzinkową i wciągającą opowieść, od której niesamowicie ciężko się oderwać. Styl Marissy Meyer jest naprawdę przyjemny, niezbyt wyszukany, ale daleko mu do banalnego. Zgrabnie wykreowany świat fascynuje, bo choć wizja Ziemi po IV wojnie światowej nie byłaby niczym niezwykłym, to już międzygalaktyczny konflikt z mieszkańcami Księżyca, tajemniczymi Lunarami o niezwykłych zdolnościach zdecydowanie sprawia, że robi się ciekawie. Szczególnie, jeśli ich słabością są... lustra. Przyznaję, co jakiś czas czytając tę powieść po prostu się do siebie uśmiechałam, ze względu na pomysłowość i wyobraźnię autorki. Co prawda główny wątek dotyczący naszej bohaterki był bardzo przewidywalny, ale jakoś zupełnie mi to nie przeszkadzało, myślę, że nawet wpisywało się w ogólną wizję tej książki. Poza tym inne wątki śledziłam z ekscytacją, z jednej strony chcąc jak najszybciej dotrzeć do końca i rozwiązania, z drugiej pragnąc jak najdłużej cieszyć się tą historią. Widać, że autorka świetnie przygotowała sobie pole na następne części, już teraz subtelnie zaznacząjąc niektóre watki i ciekawie kończąc pierwszą część. 
I teraz dwie kwestie, których zawsze najbardziej się obawiam, a które tutaj zostały rozegrane naprawdę świetnie. Najpierw fantastyczna postać Cinder, czyli sympatycznej, odważnej dziewczyny, doświadczonej przez życie, ale wciąż wykazującej się optymizmem i uporem w dążeniu do celu. Przez całą książkę czułam do niej sympatię i bardzo łatwo było mi się z nią utożsamić. To bohaterka z krwi i kości (no, i odrobiny metalu), autentycznie wykreowana postać. To samo można powiedzieć o pozostałych bohaterach, choć nie oczekujmy szczegółowych portretów psychologicznych, to wciąż YA. Ale brawa należą się za nie spłaszczenie księcia Kaia, bo na liście jego cech znajdują się jakieś oprócz "przystojny". Jego relacja z Cinder też jest bardzo naturalna, żadnej miłości na zabój od pierwszego wejrzenia. Prawdą jest, że pomiędzy nimi od razu iskrzy, co może być ukłonem w kierunku pierwowzoru, jednak wypada to realistycznie. I nie dochodzimy do etapu oświadczyn po pierwszym spotkaniu, co w stosunku do "Kopciuszka" jest naprawdę niezłym postępem. Ogólnie książka bardzo łatwo wywoływała emocje, łapałam się na śledzeniu tekstu z zapartym tchem, byciu o krok od łez i szerokich uśmiechach, a to definitywnie działa na jej korzyść. 
            Wychodzi na to, że książka nie zawiodła mojego zaufania, bo, jakby to powiedzieć, kupiłam trzy części w ciemno... Ona musiała mi przypaść do gustu! Ja biegnę teraz zabrać się za Scarlet, a wam polecam poszukać Cinder w księgarni internetowej lub bibliotece. 
Moja ocena: 8/10

PS: Można ją dorwać za 10, jak ktoś chce to dam link ;)

2 komentarze:

  1. Ale świetny i oryginalny pomysł! Po Twojej recenzji muszę koniecznie dopisać do listy.
    I możesz dać link :D
    Pozdrawiam cieplutko <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię namówiłam, warto. Tylko dla twojej informacji: od trzeciej części trzeba czytać nieoficjalne tłumaczenia lub po angielsku. Ewentualnie poczekać do przyszłego roku, bo wydawnictwo Egmont olało serię po dwóch tomach, ale bodajże Papierowy księżyc ma wznowić wydanie. Tu masz Cinder za 9.90 http://www.drugitom.pl/cinder-saga-ksiezycowa?search=cinder
      Również pozdrawiam :*

      Usuń