Ogień i woda to pierwsza część duologii Victorii Scott. Tella
Holloway jest zwyczajną dziewczyną. Naprawdę zwyczajną. Lubi fioletowy lakier
do paznokci, mani-pedi, nie cierpi swoich włosów, kiedy nie są odpowiednio
wystylizowane i... ma brata, który jest śmiertelnie chory. Aby mógł swobodnie
oddychać, rodzina Telli przeprowadza się do Montany, czego dziewczyna nie może
znieść. Tajemnicza choroba i przeprowadzka okazują się jednak nie jedynymi jej
problemami, gdy zostaje wezwana do Piekielnego Wyścigu. To niebezpieczna
wędrówka przez cztery ekosystemy, ale nagrodą dla zwycięzcy jest lek dla
bliskiej osoby, będący dla niej jedynym ratunkiem. Tella nie waha się ani
chwili, gdyż wie, że to jedyny sposób by pomóc bratu. O ile lek w ogóle istnieje...
Jedyną jej pomocą podczas wyścigu powinna być jej pandora, magiczne stworzenie
ze specjalnymi umiejętnościami, bo wszyscy wiedzą, że nawiązywanie znajomości
tylko utrudni sprawę. Czy Tella zastosuje się do tej zasady? Czy może pozwoli
sobie na uczucia względem innych uczestników? Czy komukolwiek można zaufać? Po
co tak naprawdę powstał Piekielny Wyścig i kto za nim stoi? I dlaczego, mając
lek na wszystkie choroby świata, jego twórcy
go nie rozpowszechniają?
Sięgając po te książkę nie miałam dużych oczekiwań, wręcz
spodziewałam się pozycji słabej i schematycznej. Czy się pomyliłam?
Książka napisana jest w czasie teraźniejszym, prostym, przystępnym
językiem, a jej narratorką jest Tella. Choć jestem sceptyczna w stosunku do
takiej narracji, tutaj mi nie przeszkadzała, a wręcz przypadła do gustu, co
automatycznie oznacza, że główna bohaterka nie była zła. Zachowywała się
wielokrotnie jak typowa nastolatka, ale nie było to tak bardzo irytujące.
Bardziej reagowałam na zasadzie: „Rozumiem cię. Tak, znam to.”. Tella jednak
nie jest płytką, pustą lalą, i to trochę paradoks, bo niejednokrotnie autorki
chcąc wykreować dojrzałą, ciekawą bohaterkę robią z niej fankę poezji i
outsiderkę, a i tak wychodzi głupiutka papierowa postać, a Tella, dbająca o
wygląd, nie mająca nawet porządnego hobby, przez co stereotypowo jest
nieciekawa i nudna, jest tak naprawdę
wrażliwą oraz silną postacią. A to za co ją w zasadzie polubiłam, to fakt, że
ma naprawdę racjonalne podejście do życia i często sama zdawała sobie sprawę z
tego, jak naiwne czy głupie jest jej zachowanie.
„Mój
Boże. Jestem w samym epicentrum piekła, a przeprowadzam psychoanalizę jakiegoś
gościa. Żałosne.”
Powieść pani Scott nie uniknęła schematów, czy w fabule czy w
konstrukcji bohaterów. Oczywiście pierwszy na myśl przychodzi mi Guy, Pan
Oschły i Niezależny Bad Boy Który W Głębi Duszy Jest Wrażliwy I Czuły, więc
oczywiście Tella się w nim zakocha. Był zwyczajnie przeciętną postacią, całkiem
dobrze wykreowaną, choć bez przesady, i nie taką, którą miałabym bardzo
polubić. Nie zabrakło też bohatera negatywnego, który jakoś specjalnie do mnie
nie przemówił i bardzo żałuje, że wątek jego motywacji nie został lepiej
rozwinięty.
Wspomniany
wcześniej Guy oznacza również wątek miłosny, niestety opierający się na
insta-love, czyli, dla niewtajemniczonych, miłości od pierwszego
wejrzenia/spotkania. Ich relacja była naprawdę dziwna, błyskawicznie
przeskoczyli z patrzenia na siebie wilkiem do przytulania/dbania o siebie
/całowania. Choć wzajemna niechęć to przecież były tylko pozory, bo tak
naprawdę kochali się już od początku! O matko, jaka wzruszająca historia,
szkoda tylko, że zupełnie nie widać, na czym i w ogóle kiedy została ta więź
zbudowana. Jedynym plusem jest brak wszelakich trójkątów miłosnych, który, mam
nadzieję, utrzyma się w następnej części.
Podobał mi się wątek pandor, ale myślę,
że to oczywiste. Umieszczenie w swojej książce pupili z nadprzyrodzonymi zdolnościami
jest równoznaczne z tym, że wszyscy je pokochają. Autorka oczywiście pokazała,
że te zwierzaki też mają uczucia, stają się zwykle przyjaciółmi uczestników, i
nasza bohaterka bardzo przejmuje się ich losem. To był całkiem ciekawy wątek
Akcja książki
jest bardzo dynamiczna i wciągająca, aczkolwiek czytałam ją z wrażeniem, że
jest zwyczajnie przeciętna, dobra, ale nic specjalnego. Była w dużej mierze
przewidywalna, autorce dosłownie dwa razy udało się mnie zaskoczyć, nie
przywiązałam się też jakoś szczególnie do bohaterów. Trzeba jednak przyznać, że
ostatnie trzy rozdziały (zaledwie 40 stron) podnoszą moją ocenę, i na dobrą
sprawę to chyba one sprawiają, że chętnie sięgnę po kolejny tom. Bardzo dużo
się dzieje, co nieco zostaje wyjaśnione, niektóre fakty zmieniają nasze
postrzeganie bohaterów i całego pomysłu na fabułę. Choć wolę unikać wszelkiego
rodzaju porównań do innych serii, to Ogień i Woda pod kilkoma względami
przywodzi mi na myśl Igrzyska. Też mamy pewne zawody, w których wygra tylko
jedna osoba, choć tak jak Igrzyska nie miałyby racji bytu, gdyby Katniss nie
zmieniła zasad, tak i ta seria na pewno nie będzie po prostu opisem wyścigu.
Czekam, aż Tella rozwali system i rozda światu lek na wszystkie choroby
:P Poza tym bohaterka bierze w tym
wszystkim udział dla brata, jak Katniss brała dla siostry. Aczkolwiek nasuwają się porównania, nie przeszkadzało mi to w odbiorze książki.
Ogółem
książka jest dynamiczna i wciągająca, niezbyt ambitna, ale to kawał całkiem
dobrej, lekkiej lektury. Oby Kamień i sól cały utrzymał poziom ostatnich
rozdziałów tej części!
Moja ocena: 7,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz