piątek, 25 marca 2016

Co zrobisz, by uleczyć osobę, którą kochasz? Czyli...




Ogień i woda to pierwsza część duologii Victorii Scott. Tella Holloway jest zwyczajną dziewczyną. Naprawdę zwyczajną. Lubi fioletowy lakier do paznokci, mani-pedi, nie cierpi swoich włosów, kiedy nie są odpowiednio wystylizowane i... ma brata, który jest śmiertelnie chory. Aby mógł swobodnie oddychać, rodzina Telli przeprowadza się do Montany, czego dziewczyna nie może znieść. Tajemnicza choroba i przeprowadzka okazują się jednak nie jedynymi jej problemami, gdy zostaje wezwana do Piekielnego Wyścigu. To niebezpieczna wędrówka przez cztery ekosystemy, ale nagrodą dla zwycięzcy jest lek dla bliskiej osoby, będący dla niej jedynym ratunkiem. Tella nie waha się ani chwili, gdyż wie, że to jedyny sposób by pomóc bratu. O ile lek w ogóle istnieje... Jedyną jej pomocą podczas wyścigu powinna być jej pandora, magiczne stworzenie ze specjalnymi umiejętnościami, bo wszyscy wiedzą, że nawiązywanie znajomości tylko utrudni sprawę. Czy Tella zastosuje się do tej zasady? Czy może pozwoli sobie na uczucia względem innych uczestników? Czy komukolwiek można zaufać? Po co tak naprawdę powstał Piekielny Wyścig i kto za nim stoi? I dlaczego, mając lek na wszystkie choroby świata, jego twórcy  go nie rozpowszechniają?

Sięgając po te książkę nie miałam dużych oczekiwań, wręcz spodziewałam się pozycji słabej i schematycznej. Czy się pomyliłam?
Książka napisana jest w czasie teraźniejszym, prostym, przystępnym językiem, a jej narratorką jest Tella. Choć jestem sceptyczna w stosunku do takiej narracji, tutaj mi nie przeszkadzała, a wręcz przypadła do gustu, co automatycznie oznacza, że główna bohaterka nie była zła. Zachowywała się wielokrotnie jak typowa nastolatka, ale nie było to tak bardzo irytujące. Bardziej reagowałam na zasadzie: „Rozumiem cię. Tak, znam to.”. Tella jednak nie jest płytką, pustą lalą, i to trochę paradoks, bo niejednokrotnie autorki chcąc wykreować dojrzałą, ciekawą bohaterkę robią z niej fankę poezji i outsiderkę, a i tak wychodzi głupiutka papierowa postać, a Tella, dbająca o wygląd, nie mająca nawet porządnego hobby, przez co stereotypowo jest nieciekawa i nudna, jest tak  naprawdę wrażliwą oraz silną postacią. A to za co ją w zasadzie polubiłam, to fakt, że ma naprawdę racjonalne podejście do życia i często sama zdawała sobie sprawę z tego, jak naiwne czy głupie jest jej zachowanie.

„Mój Boże. Jestem w samym epicentrum piekła, a przeprowadzam psychoanalizę jakiegoś gościa. Żałosne.”

Powieść pani Scott nie uniknęła schematów, czy w fabule czy w konstrukcji bohaterów. Oczywiście pierwszy na myśl przychodzi mi Guy, Pan Oschły i Niezależny Bad Boy Który W Głębi Duszy Jest Wrażliwy I Czuły, więc oczywiście Tella się w nim zakocha. Był zwyczajnie przeciętną postacią, całkiem dobrze wykreowaną, choć bez przesady, i nie taką, którą miałabym bardzo polubić. Nie zabrakło też bohatera negatywnego, który jakoś specjalnie do mnie nie przemówił i bardzo żałuje, że wątek jego motywacji nie został lepiej rozwinięty.
Wspomniany wcześniej Guy oznacza również wątek miłosny, niestety opierający się na insta-love, czyli, dla niewtajemniczonych, miłości od pierwszego wejrzenia/spotkania. Ich relacja była naprawdę dziwna, błyskawicznie przeskoczyli z patrzenia na siebie wilkiem do przytulania/dbania o siebie /całowania. Choć wzajemna niechęć to przecież były tylko pozory, bo tak naprawdę kochali się już od początku! O matko, jaka wzruszająca historia, szkoda tylko, że zupełnie nie widać, na czym i w ogóle kiedy została ta więź zbudowana. Jedynym plusem jest brak wszelakich trójkątów miłosnych, który, mam nadzieję, utrzyma się w następnej części.
            Podobał mi się wątek pandor, ale myślę, że to oczywiste. Umieszczenie w swojej książce pupili z nadprzyrodzonymi zdolnościami jest równoznaczne z tym, że wszyscy je pokochają. Autorka oczywiście pokazała, że te zwierzaki też mają uczucia, stają się zwykle przyjaciółmi uczestników, i nasza bohaterka bardzo przejmuje się ich losem. To był całkiem ciekawy wątek
Akcja książki jest bardzo dynamiczna i wciągająca, aczkolwiek czytałam ją z wrażeniem, że jest zwyczajnie przeciętna, dobra, ale nic specjalnego. Była w dużej mierze przewidywalna, autorce dosłownie dwa razy udało się mnie zaskoczyć, nie przywiązałam się też jakoś szczególnie do bohaterów. Trzeba jednak przyznać, że ostatnie trzy rozdziały (zaledwie 40 stron) podnoszą moją ocenę, i na dobrą sprawę to chyba one sprawiają, że chętnie sięgnę po kolejny tom. Bardzo dużo się dzieje, co nieco zostaje wyjaśnione, niektóre fakty zmieniają nasze postrzeganie bohaterów i całego pomysłu na fabułę. Choć wolę unikać wszelkiego rodzaju porównań do innych serii, to Ogień i Woda pod kilkoma względami przywodzi mi na myśl Igrzyska. Też mamy pewne zawody, w których wygra tylko jedna osoba, choć tak jak Igrzyska nie miałyby racji bytu, gdyby Katniss nie zmieniła zasad, tak i ta seria na pewno nie będzie po prostu opisem wyścigu. Czekam, aż Tella rozwali system i rozda światu lek na wszystkie choroby :P  Poza tym bohaterka bierze w tym wszystkim udział dla brata, jak Katniss brała dla siostry. Aczkolwiek nasuwają się porównania, nie przeszkadzało mi to w odbiorze książki.
Ogółem książka jest dynamiczna i wciągająca, niezbyt ambitna, ale to kawał całkiem dobrej, lekkiej lektury. Oby Kamień i sól cały utrzymał poziom ostatnich rozdziałów tej części!

Moja ocena: 7,5/10





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz